Recenzja filmu

Nocny kowboj (1969)
John Schlesinger
Jon Voight
Dustin Hoffman

Z punktu widzenia nocnego kowboja

"Nocny kowboj" w reżyserii Johna Schlesingera bazuje na wydanej w 1965 roku książce pod tym samym tytułem autorstwa Jamesa Leo Herlihy’ego. Ekranizacja została jednak okrojona z wątków
"Nocny kowboj" w reżyserii Johna Schlesingera bazuje na wydanej w 1965 roku książce pod tym samym tytułem autorstwa Jamesa Leo Herlihy’ego. Ekranizacja została jednak okrojona z wątków rozpoczynających powieść, których ślad odnaleźć można we flashbackach protagonisty. Moim zdaniem był to zabieg trafiony, gdyż zbytnie rozbudowanie fabuły byłoby – przy tak trudnym temacie – męczące dla widzów. Za scenariusz odpowiada Waldo Salt, zdobywca – podobnie jak Schlesinger – statuetki Oscara. Sam obraz także zdobył tę nagrodę, co świadczy o kontrkulturowych przemianach, jakie w 1969 roku zachodziły w Stanach Zjednoczonych

Głównym bohaterem jest Joe Buck, zagrany przez Jona Voighta, a partneruje mu w mistrzowski sposób Dustin Hoffman jako Enrico "Ratso" Rizzo. Joe jest prostym, 28-letnim kowbojem, który za maską uśmiechu skrywa niewesołą przeszłość. Po odbyciu służby wojskowej, podczas której stracił będącą jedyną bliską mu osobą babcię, przeżył krótkotrwałe załamanie. Z braku konkretnych talentów czy formalnej edukacji zarabia jako pomywacz. Chęć łatwego wzbogacenia się sprawia, iż postanowił udać się do Nowego Jorku, by podbić metropolię jako żigolak. W początkowych scenach filmu bohater emanuje pewnością siebie, próbując nawiązywać kontakty z przelotnie spotkanymi ludźmi. Nie dostrzega w pełni, że zupełnie nie interesują się oni jego osobą. Dopiero fala niepowodzeń powoduje bolesne reminiscencje, które Buck stara się zagłuszyć. Moim zdaniem – w świetle powieści – stale goszczący na jego twarzy uśmiech to maska noszona po to, by przynieść sukces oraz zakryć ból egzystencjalny. Kowboj wypiera traumy, a wraz z rozwojem fabuły nieszczęść przytrafia mu się coraz więcej.

Przy Enrico Rizzo to Buck może sprawiać wrażenie lepiej obdarzonego przez los. Mimo deficytu inteligencji ma jednak wystarczająco dużo rozumu, by nie zdradzać wszystkich swoich sekretów. Ratso jest bowiem schorowanym kaleką, mieszkającym w starej kamienicy, którą wykorzystuje jak squat. Choć jest to postać negatywna – trudni się drobną przestępczością, a jego wiecznie brudna i spocona twarz sugeruje, że jest także narkomanem – coś sprawia, iż Joe obdarza go zaufaniem. Zostaje jednak oszukany i wkrótce – po serii podobnych niepowodzeń – ląduje na bruku, mając za cały dobytek tylko przenośne radio, z którym przez pierwszą połowę filmu praktycznie się nie rozstaje. To płynące z niego piosenki i reklamy, do spółki z nonsensownymi audycjami, wypełniają mu umysł, przez co postrzega świat jako lepszy i atrakcyjniejszy, niż w rzeczywistości jest. Ot, prosta krytyka komercyjnej papki.

Joe poszukuje Rizzo po to, by odzyskać pieniądze, ale gdy wreszcie go odnajduje, okazuje się, że włoski emigrant ma w kieszeni tylko 69 centów. Z obawy o to, że zostanie pobity oraz – prawdopodobnie – z poczucia winy, mężczyzna zaprasza kowboja, by zamieszkał u niego. Mieszkanie to okazuje się równie ciasne i brudne, jak Enrico, co zdecydowanie kontrastuje z pozostałymi wnętrzami widocznymi w filmie. Scenograf doskonale oddał sytuację bohaterów, którzy od tej chwili cierpią wspólnie niedolę, przerywaną tylko nielicznymi triumfami, takimi jak zaproszenie na imprezę w miejscu wzorowanym na Factory Andy’ego Warhola. Sławny artysta miał zresztą wystąpić w tej scenie, jednak uniemożliwił mu to zamach na niego, dokonany przez radykalną feministkę Valerie Solanas, twórczynię SCUM Manifesto.

To na tej imprezie odmienia się los Joego, jednak wkrótce zaczyna on rozumieć, że bycie żigolakiem nie było dla niego odpowiednim wyborem. To, że za pieniądze zarobione na tym procederze kupuje lekarstwa i skarpety dla przyjaciela, świadczy o jego szczerej sympatii do kaleki oraz pragnieniu zwykłego, spokojnego życia. Nim uda mu się spełnić prośbę współlokatora, decyduje się niestety na desperacki krok. W końcowych scenach nie widać jednak jego wyrzutów sumienia. Wprost przeciwnie – pragnienie rozpoczęcia zwykłego życia i znalezienia uczciwej pracy, najlepiej na świeżym powietrzu, sprawiają, że Joe niejako odcina się od prostytucji, w której i tak nie wiodło mu się dobrze.

Postać grana przez Jona Voighta jest bardziej złożona, niż to się z pozoru wydaje, gdyż ludzie prości i naiwni także mogą przezywać traumy i mieć życie wewnętrzne. Choć żaden z bohaterów nie jest postacią do końca pozytywną, to obaj – zwłaszcza grany przez Dustina Hoffmana przestępca – nie są źli bez powodu. Przyczyna tkwi w ich sytuacji materialnej oraz dojmującej samotności, która sprawia, że mężczyźni tak różni od siebie znajdują nić porozumienia. Film nie jest pokrzepiającym buddy movie, ale trudną drogą z piekła. Warto go obejrzeć, nie tylko dlatego, że to klasyk. Po seansie widz może bardziej docenić własne życie i następnego ranka udać się do pracy z prawdziwą przyjemnością.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Joe Buck (Jon Voight) nie jest typem osoby posiadającej zbyt wiele talentów. Joe wierzy jednak, że... czytaj więcej
Joe Buck (w tej roli John Voight) jest naiwnym młodzieńcem, który pragnie samodzielności i życia w... czytaj więcej
O czym jest właściwie ten film, o czym opowiada? O walce? Owszem. A może o próbie znalezienia własnej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones